niedziela, 30 grudnia 2012

Gold List, podręczniki do serbskiego oraz konwersacje w 50 językach

W związku z tym, że koniec roku coraz bliżej czuję się zobligowany do tego, aby zamieścić na blogu coś nowego, co tchnie w bloga trochę świeżości, a zarazem będzie motywacją dla wielu z was, aby nie zaprzestawać nauki i zagłębiać się coraz bardziej w świecie języków obcych. W ciągu ostatnich kilku miesięcy doskwierał mi raczej brak czasu wolnego, jeśli natomiast takowy posiadałem wolałem go przeznaczać na rzeczy pożyteczniejsze z mojego punktu widzenia niż pisanie bloga. Mam jednak nadzieję, że ten artykuł, będący w ogromnym stopniu wypadkową pytań, jakie w ostatnim czasie otrzymałem w komentarzach bądź drogą mailową, stanie się swoistym zadośćuczynieniem za ostatni okres ciszy na blog. A o czym wspomnę? 1)O metodzie GoldList, 2) o książkach do nauki serbskiego i chorwackiego oraz 3) o bardzo ciekawej stronie, na której można się nauczyć absolutnych podstaw 50 języków i przy okazji się językowo zabawić. Gotowi? No to zaczynamy.

Co sądzisz o metodzie GoldList?
To pytanie pojawiło się pierwszy raz w komentarzach już dwa lata temu, ostatnio zaś przypomniał mi je pewien internauta w prywatnej korespondencji. Jako iż miałem okazję swego czasu przetestować działanie wspomnianej wyżej metody mogę co nieco o niej powiedzieć. Na początku jednak wolałbym osobom w tym temacie nowym zwięźle przedstawić jej genezę oraz działanie.

Twórcą metody nauki obcych słówek jest pewien Brytyjczyk David James. Sam proces jej stosowania jest całkiem prosty - mamy przykładowo 25 obcych słówek i zapisujemy je od góry do dołu na stronie zeszytu. Do listy tej wracamy dopiero po dwóch tygodniach i wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zauważamy, że oto zapamiętaliśmy ok. 30% tego co zapisaliśmy poprzednio. Robimy więc kolejną listę składającą się z 17 słówek, które nie utkwiły nam w głowie po pierwszej serii. I wracamy do niej dopiero po dwóch tygodniach. I tak w kółko. To oczywiście ogromne uproszczenie całej metody, szczegółowy opis znajdziecie na stronie jej twórcy - http://huliganov.tv/goldlist-eu/.

Nigdy nie byłem specjalistą od tego jak działa ludzki mózg i osobiście niewiele rzeczy irytuje mnie tak bardzo jak debaty domorosłych poliglotów na temat pamięci krótkotrwałej i długotrwałej, ale jedno muszę przyznać - stosując metodę GoldList za każdym razem byłem w stanie rzeczywiście zapamiętać około 30% z tego co zapisałem dwa tygodnie wcześniej. Wraz jednak z upływem czasu zaczęły rosnąć w mojej głowie kolejne wątpliwości. Wbrew twierdzeniom Davida słowa zapamiętane po pierwszej serii niekoniecznie znajdowały się w naszej pamięci po miesiącu od jej wykonania. W zasadzie całkiem spory ich odsetek uciekł z mojej głowy już po dwóch miesiącach. Z jednej strony powodem tego mogło być specyficzne źródło, z którego owe słówka czerpałem - trudno bowiem uznać język używany w XIX-wiecznych opowiadaniach serbskich za mający wiele wspólnego z obecną rzeczywistością. Z drugiej jednak strony na czym miałbym ową metodę testować jeśli nie właśnie na tego rodzaju słownictwie - większość rzeczy bardziej popularnych ktoś mający na co dzień do czynienia z danym językiem obcym i tak zapamięta, bez stosowania jakichkolwiek cudownych metod.

Nie chciałbym nikogo tu zrażać - jeśli ktoś uważa, że wszystkie metody nauki słownictwa (takie jak chociażby ANKI, o czym mogliście przeczytać zarówno u mnie, jak i na "Przestrzeni Językowej" u Piotrka) go zawiodły może oczywiście wypróbować GoldList. Nie warto się jednak nigdy oszukiwać - jeszcze nikomu nigdy nie udało się wymyślić jednej perfekcyjnej metody, która w prosty sposób zainstaluje język obcy w naszej głowie.

Jakie książki do serbskiego mógłbyś polecić?
Wspominałem już o tym kilka (jeśli nie kilkanaście) razy i mam nadzieję, iż tym razem informacja ta znajdzie się w miejscu na tyle widocznym, że nie będę jej już musiał powtarzać po raz kolejny. Pierwszą pozycją, jaką uważam za godną polecenia jest książka z Wiedzy Powszechnej, wydawnictwa wielokrotnie już na łamach tego bloga wychwalanego, pod tytułem "Govorite li srpskohrvatski?" autorstwa Marii Krukowskiej. Podręcznik ten został ostatni raz wydany w latach 80., ale nadal można go dość często spotkać na aukcjach internetowych. Objętościowo jest raczej niewielki, ale wyjaśnia w przystępny sposób podstawy gramatyki i zaznajamia nas z podstawowym słownictwem. Po przerobieniu tego podręcznika nie miałem problemu z czytaniem gazet po serbsku i bardzo prostymi konwersacjami. Mankamentem jest może brak jakichkolwiek kaset, ale dzięki nieskomplikowanej relacji pisma i dźwięku (w myśl obowiązującej w języku serbskim zasady Piši kao što govoriš i čitaj kako je napisano) lukę tę można bardzo łatwo nadrobić słuchaniem radia. Tutaj polecam szczególnie trzy radiostacje: B92, Radio Beograd z bardzo interesującą cotygodniową audycją, jaką jest "Sedmica" oraz, dla miłośników Chorwacji, HRT, które oferuje nam wszystkie audycje do ściągnięcia w formie plików mp3.

Ostatnimi laty na rynku ukazała się też druga bardzo ciekawa pozycja dla osób uczących się serbskiego i jest to dwutomowy podręcznik "Język serbski", którego autorami są Anna Korytowska, Olivera Duškov oraz Irena Sawicka. Miałem okazję korzystać jedynie z drugiego tomu i mogę śmiało powiedzieć, iż nigdy nie znalazłem lepszego podręcznika do nauki tego języka. Jakby tego było mało jest też na polskim rynku dostępna spolszczona wersja "Teach Yourself Croatian", która, jak większość wydań z tego wydawnictwa ma swoje wady i zalety, ale biorąc pod uwagę podobieństwo do naszego ojczystego języka absolutnie wystarcza by opanować podstawy gramatyczno-leksykalne.

Absolutne podstawy 50 języków w formacie mp3 za darmo, czyli book2
Strona, która zamierzam przedstawić w ramach gwiazdkowo-noworocznego prezentu nie jest może niczym nowym, ale na pewno jest czymś bardzo ciekawym dla osób, które językami obcymi się interesują. Na stronie www.goethe-verlag.com/book2/ znajdziecie zestaw 100 lekcji zawierających najprostsze konstrukcje zdaniowe w 50 językach (!) do ściągnięcia w formie mp3. O ile z językoznawczego punktu widzenia wydaje mi się niemożliwe przetłumaczenie każdego z blisko 1800 zdań na dokładne odpowiedniki w 50 różnych językach, o tyle jako miłośnik języków obcych uważam taką ideę za niezwykle praktyczną i godną polecenia każdej osobie, która dopiero co zaczyna przygodę z językiem obcym. Podejrzewam, że w przypadku jednorazowego wyjazdu na wakacje przebrnięcie przez tłumaczenia podstawowych konwersacji z polskiego/angielskiego na chociażby chorwacki da więcej niż niejeden podręcznik, szczególnie jeśli chodzi o swobodę wypowiedzi - niewiele ćwiczeń jest w stanie tak znacznie poprawić swobodę wypowiedzi jak ustne tłumaczenie z języka ojczystego na ten którego się właśnie uczymy (przy okazji, na tej zasadzie działał kurs ESKK, z którym zaczynałem swoją przygodę z językiem rosyjskim).

Polecam również poeksperymentowanie ze stroną w celu porównania niektórych języków. Możemy np. ściągnąć zestaw konwersacji ukraińsko-białoruskich, otworzyć lekcję nr 48 pt. "Що ми робимо у відпустці/Заняткі на адпачынку" i następnie wysłuchać tłumaczeń z jednego języka na drugi zwracając uwagę na różnice pomiędzy nimi. Podobne operacje można przeprowadzić na innych parach słowiańskich, germańskich czy romańskich - jeśli jesteś miłośnikiem języków obcych gwarantuję dobrą zabawę.

Na koniec jeszcze jedna dobra wiadomość
Biorąc pod uwagę znaczny spadek częstotliwości ukazywania się nowych artykułów postanowiłem umieszczać artykuł dopiero wtedy, gdy w poczekalni znajduje się już kolejny. Dlatego możecie być niemal pewni, że już za dwa tygodnie ukaże się na blogu coś nowego. Tymczasem życzę wszystkim, aby nadchodzący rok był szczęśliwy, obfitujący w radości wszelkiego rodzaju i lepszy niż ten, wcale nie aż taki zły rok 2012!

Podobne posty:
Rewelacyjny program do nauki słówek - ANKI
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych
W jakim języku się mówi w byłej Jugosławii?
Macedoński - wstęp i z czego się uczyłem przez ostatni miesiąc
Jak (nie) uczyć się języków obcych - część 2 - rosyjski

wtorek, 25 września 2012

Jak tanio zorganizować językowe wakacje?

Dzielnica La Plaine w Marsylii.
Języka obcego można się godzinami uczyć z podręczników, radia, telewizji, gazet i książek. Możemy również znaleźć rozmówców poprzez różnego rodzaju portale internetowe. Każda jednak osoba, która nauczyła się w dobrym stopniu języka obcego powie chyba, że nic nie daje takiej motywacji i w dłuższej perspektywie takich postępów jak wyjazd w miejsce, gdzie język, którego się uczymy jest używany na co dzień. Nie, wbrew pozorom artykuł ten nie będzie reklamą biura podróży bądź szkoły językowej organizującej mniej lub bardziej sensowne kursy. Zamiast polecać coś, o czym nie mam pojęcia postanowiłem skorzystać z doświadczenia i opowiedzieć o tym jak rzeczywiście za niewielkie pieniądze możemy sobie zorganizować niezapomniany wyjazd do obcego kraju.

Idąc ulicami Poznania nierzadko widuję wystawy biur podróży, na których widnieją oferty dwytygodniowych wycieczek do Chorwacji za ponad 2000 złotych. Trochę śmiać mi się chce biorąc pod uwagę, że rok temu mieszkałem w kraju spod znaku szachownicy 3 miesiące (gdyby wliczyć w to znacznie tańszą Macedonię liczba miesięcy wzrośnie nawet do czterech) i przeżywając masę przygód oraz spotykając na każdym kroku interesujące osoby wydałem na to dokładnie taką samą liczbę pieniędzy, co turyści, których świat nierzadko ograniczał się do tego, co pokazał im przewodnik. Każdy naturalnie pragnie od wyjazdów czegoś innego - rzecz jednak w tym, że chcąc opanować język obcy im wyjazd bardziej obfituje w kontakt z obcokrajowcami, tym lepiej. A pieniądze? Cóż, z reguły preferujemy wydawać ich mniej, czyż nie?

Rady co do zorganizowania wyjazdu oszczędniejszego a zarazem językowo bogatszego są dwie - jedna dotyczy zakwaterowania, druga jest już związana stricte z przemieszczaniem się.
Widok na stare miasto w Dreźnie.

Couchsurfing
Zapewne niejeden z Was spotkał się z portalem Couchsurfing i wie, na czym on polega. Pozwolę sobie zatem w skrócie wytłumaczyć jego działanie osobom, które nigdy o nim nie słyszały bądź są do niego negatywnie nastawione. Portal działa na prostej zasadzie - rejestrujemy się na nim, a następnie możemy do woli przeglądać bazę osób zarejestrowanych w miejscu, do którego się wybieramy, napisać do jednej z takich i następnie liczyć na pozytywną odpowiedź. Wyobraźcie sobie, że jedziecie do Berlina, Paryża czy Londynu i tam zamiast w hotelu spędzacie czas u kogoś kto mieszka w tym miejscu od dawna - rozmawiacie z nim, poznajecie jego zwyczaje, stajecie się na krótko częścią lokalnego społeczeństwa, które nierzadko potrafi o otaczającej przestrzeni powiedzieć więcej niż słynne zabytki czy kramy z kiczowatymi pamiątkami.

Nie macie czasu ani pieniędzy na wyjazd? Możecie zawsze gościć przybyszy zza granicy w swoim miejscu zamieszkania. To również jest świetna okazja do tego, by poznać ciekawe osoby, porozmawiać w obcym języku lub pomóc naszemu znajomemu nauczyć się języka polskiego (wbrew pozorom można spotkać obcokrajowców, którzy naszą mowę ojczystą opanowali na poziomie umożliwiającym komunikację).
Podróżując stopem przez Bułgarię.

Autostop
Do jazdy autostopem byłem kiedyś nastawiony bardzo negatywnie i doskonale rozumiem ludzi, którzy mają do tego sposobu podróżowania pewne zastrzeżenia. Wiele osób uważa, że jeżdżąc stopem bądź biorąc autostopowiczów narażamy się na niepotrzebne ryzyko i możemy stać się ofiarą przestępstwa. Jest w tym zapewne ziarnko prawdy, ale uważam, że równie dobrze można oberwać po głowie wracając wieczorem z imprezy, a nie jest to rzecz, której ludzie unikają jak ognia. Podróżując stopem oczywiście należy zachować pewne środki bezpieczeństwa, ale nie można popadać w panikę - znam mnóstwo osób, które ów środek transportu stosują od dawna w różnych miejscach na całym świecie, od Portugalii przez Tadżykistan po Chiny i nie zamieniliby go na żaden inny. Wiem jedno - nic tak nie potrafiło urozmaicić nigdy mojej podróży jak właśnie spotykanie ciekawych osób na drodze. Żeby nie być gołosłownym przytoczę tu historię z życia wziętą.


Rok temu ja i moja dziewczyna jechaliśmy z Tesalonik do Bitoli (Macedonia), gdzie mieliśmy rozbić namiot w parku narodowym Pelister, bo rano byliśmy w tym miejscu umówieni ze znajomym. W okolicach Edessy wziął nas pewien Grek, który po 30 minutach rozmowy zaproponował byśmy z nim zjedli kolację w jego domku nad jeziorem Prespa przy granicy grecko-macedońsko-albańskiej. Panos, bo tak ów Grek miał na imię, mieszkał w Agios Germanos (gr. Άγιος Γερμανός), przygotował nam greckie potrawy, obwiózł po okolicy odkrywając przed nami świat o jakim nie mieliśmy pojęcia. Mieliśmy okazję zobaczyć wymarłe wioski, których mieszkańcy zostali wypędzeni w trakcie wojny domowej pod koniec lat 40., usłyszeliśmy słowiańskie dialekty, którymi do dziś mówią niektórzy mieszkańcy tych ziem i których nazewnictwo jest dla Greków kwestią dość problematyczną - Panos nazywał to "językiem jugosłowiańskim" bądź "dialektem Skopje" zręcznie unikając nazwy "macedoński". Przenocowaliśmy w Grecji i nazajutrz nasz gospodarz odwiózł nas pod granicę, skąd do Bitoli pozostało nam jedynie 40 kilometrów. Gdybyśmy jechali publicznym środkiem transportu nie mielibyśmy szans na przeżycie tej przygody, która stała się jednym z najciekawszych momentów w czasie czterech miesięcy spędzonych na Bałkanach. Wieczór w Agios Germanos będę pamiętał lepiej niż wieżę Eiffla, Luwr i inne rzeczy, których zobaczenie jest marzeniem wielu ludzi. O tym, że spotkane przypadkiem osoby są lepszymi obiektami konwersacji niż budynki nie muszę chyba wspominać.
Port w Rovinju (Istria).


Językowe wnioski
Bez względu na to, czy Couchsurfing i jazda stopem przypadną komuś do gustu, warto wspomnieć, że sam wyjazd niewiele da pod względem językowym jeśli będziemy unikać kontaktów z miejscowymi ludźmi. Mitem jest bowiem przekonanie, że wystarczy długo przebywać w jakimś miejscu by nauczyć się danego języka, a zamknięcie się w bańce polskiej czy angielskiej jest często najprostszym i najmniej efektywnym rozwiązaniem (chyba, że akurat na tych językach nam najbardziej zależy). Couchsurfing i jazda stopem tylko zwiększają częstotliwość kontaktów z tubylcami - może więc warto się zastanowić, czy za rok nie spróbować? Naturalnie, jeśli macie inne pomysły spędzania wakacyjnego czasu i chciałby się nimi podzielić to zapraszam do dzielenia się nimi.

Podobne posty
Jak znaleźć czas do nauki?
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych
Czy warto zapisać się na kurs językowy?
Język macedoński w praktyce
Płynny w 3 miesiące - czy aby na pewno?

środa, 16 maja 2012

Jak znaleźć czas do nauki?

Vote the Top 100 Language Learning Blogs 2012 Na początek krótkie ogłoszenie. Podobnie jak rok temu jakaś zbłąkana dusza postanowiła nominować "Świat Języków Obcych" do nagrody "Top 100 Language Lovers" w plebiscycie organizowanym przez międzynarodowy portal bab.la. Jak niektórzy czytelnicy wiedzą, na ogólną ocenę bloga w 50% składa się ilość głosów oddanych przez czytelników. Dlatego też, jeśli ktoś czuje, że "Świat Języków Obcych" w czymś mu pomógł, bądź uważa, że mimo wszystko jest ciekawym miejscem w sieci, to będę zaszczycony, jeśli zagłosuje na bloga w tym plebiscycie pod adresem - http://www.lexiophiles.com/language-lovers-toplist/vote-for-your-favorite-language-learning-blog-2012. Rok temu udało się nam wszystkim zająć miejsce w ścisłej czołówce, więc może tym razem również się uda. 

Zawsze wydawało mi się, iż najciekawszą rzeczą w samym blogowaniu jest interaktywność całego tego przedsięwzięcia (autorami są przecież poniekąd wszyscy czytelnicy), dlatego też starałem się brać pod uwagę każdy głos czytelników "Świata Języków Obcych" oraz zmieniać jego treść zgodnie z ich oczekiwaniami. Dlatego też, w związku z pytaniami zamieszczonymi przez kilku czytelników pod postem "Зачем же писать на других языках?" dotyczącymi tego, czy i jak jest możliwe uczenie się kilku języków jednocześnie, postanowiłem się tą kwestią zająć w osobnym artykule. Będzie to jeden z niewielu postów, który być może przyda się nawet osobom nie mającym do czynienia z językami obcymi, więc możecie go do woli polecać znajomym.

Jakub (autor niedawno założonego bloga - Cyrograf poligloty) w swoim komentarzu stwierdził, że chodząc do liceum niemożliwym jest uczenie się języków obcych przynajmniej pół godziny dziennie. Nie jest to odosobniona opinia, biorąc pod uwagę fakt, że nierzadko spotykamy się z opinią na temat chronicznego niedoboru czasu, który można przeznaczyć na coś produktywnego. Lubimy zwalać wtedy winę na szkołę, pracę, jakąś nadprzyrodzoną siłę, która urządziła świat w taki sposób, że na naukę języków obcych czasu już nie starcza. Tymczasem w zdecydowanej większości przypadków jest to wina tylko i wyłącznie nas samych.

Zacznijmy od prostego rachunku matematycznego. By pokazać to dobitniej wezmę pod uwagę człowieka bardzo przeciętnego, czyli takiego, który śpi codziennie po 8 godzin (mimo że większość osób nie chodzi spać wcześnie i śpi po 6), pracuje 8 godzin i 2 godziny dojeżdża do pracy (mimo że spora liczba osób czytających bloga uczy się w liceum bądź studiuje i traci w tym wypadku znacznie mniej czasu - nie piszcie mi tylko o tym ile czasu wam zajmuje nauka poza szkołą, bo sam studiowałem i wiem coś o tym;)). Doba ma 24 godziny. Odejmując od tego 18 mamy nadal 6 godzin do rozdysponowania. I teraz zanim ktoś zacznie narzekać, że nie ma czasu na zrobienie tego i owego niech się spokojnie zastanowi na co ten czas przeznacza.

Zgodzę się z faktem, że w ciągu tych 6 godzin jest pełno spraw, które chcąc nie chcąc trzeba załatwić. Trzeba się najeść, umyć, spędzić czas z bliskimi itp. Jest jednak mnóstwo rzeczy, które śmiało możemy nazwać pożeraczami czasu, czymś co w sumie niewiele do naszego życia wnosi, ale spędzamy przy tym tysiące godzin. Ile czasu dziennie na przykład spędzasz siedząc przed telewizorem, grając w gry komputerowe, oglądając zdjęcia i "lajkując" statusy znajomych na Facebooku bądź oglądając głupawe filmy na YouTube? Ile razy w ciągu tygodnia wychodzisz na imprezę ze znajomymi tracąc na to cały wieczór? Osobiście nie uważam siebie za jakiś wyjątek - tak jak każdy lubię się czasami rozerwać i jeśli ktoś wyobraża sobie mnie jako osobę, która przychodząc do domu tylko się uczy, to się grubo myli. Telewizora jednak faktycznie nie posiadam, w gry komputerowe nie grywam (aczkolwiek zdarzało mi się w przeszłości przesiadywać po kilka godzin dziennie nad Starcraftem czy wszystkimi odsłonami Europy Universalis), na Facebooka wchodzę raz na tydzień i spędzam na nim maksymalnie 5 minut, z YouTube'a korzystam raczej rzadko, a moje życie towarzyskie jest całkiem normalne - spotykam się ze znajomymi dość regularnie, piję od czasu do czasu w niewielkich ilościach alkohol (nie, nie będę nikogo tym artykułem zmuszał do abstynencji), ale jednocześnie nie jest to wyznacznik mojego stylu życia i nie wyobrażam sobie robić tego codziennie.

O co mi więc chodzi? Na pewno nie o to, by przekonywać wszystkich do tego, by przyjęli ascetyczny tryb życia. Jedynie garstka osób w takiej sytuacji byłaby naprawdę szczęśliwa (jeśli ktoś uważa, że by był to radzę mu zostać samemu w domu na tydzień - gwarantuję, że będzie ciągnęło do ludzi nawet największych introwertyków). Zanim jednak ktoś zacznie narzekać, że na naukę języków nie ma czasu to niech zastanowi się nad kwestiami, które wymieniłem powyżej i które naprawdę bardzo można ograniczyć. Jeśli natomiast ktoś uważa, że za żadną cenę nie jest w stanie porzucić oglądania "M jak miłość", spędzania wieczoru na FB, YT oraz grach komputerowych czy piwie/wódce to, brutalnie mówiąc, rzeczy te są dla niego ważniejsze niż języki i tym samym traci prawo do narzekania.

A jak zmniejszyć marnotrawienie czasu? Kiedyś zrobiłem jeden eksperyment, który w dużej mierze zmienił moje podejście do tego, jak wykorzystuję swój czas. Wystarczy do tego zeszyt, długopis oraz zegarek. W całym eksperymencie chodzi o to, by spisywać ile czasu przeznaczamy na różne czynności przez okres kilku dni (żeby całe badanie miało najbardziej obiektywne wyniki należy wybrać jakiś względnie normalny tydzień bez urlopów, egzaminów itp., choć nie jest to oczywiście wymóg). Gdy już zbierzemy dane, należy je spokojnie przeanalizować i zastanowić się nad tym, jakie zmiany w dziennym grafiku można wprowadzić od zaraz. Gwarantuję, że większości z osób, które to zrobią nagle otworzą się oczy i zauważą jak ogromną ilość czasu traciły na rzeczy kompletnie nieistotne. Szczególnie ilość godzin spędzanych bezproduktywnie przed ekranem telewizora (seriale) bądź komputera (gry komputerowe i portale społecznościowe) potrafi naprawdę przerazić. Nagle okaże się, że w ciągu tygodnia można bez większych problemów znaleźć dodatkowe kilka godzin czasu na szeroko pojęte "samodoskonalenie się".

A jakie Wy macie ciekawe pomysły na znalezienie czasu, który można produktywnie wykorzystać? Jak zwykle zapraszam do dyskusji.

 Podobne posty:
Зачем же писать на других языках? 
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych
Czy warto zapisać się na kurs językowy?
Faza plateau - co to jest i jak przez to przejść?
Jakiego języka warto się uczyć?

wtorek, 10 kwietnia 2012

Зачем же писать на других языках?

Надо было довольно долго ждать, но наконец-то пришло время сделать первую запись на русском. В начале могут появиться вопросы на счет использования других языков и потому начну с короткого объяснения. Многие могут спросить зачем же писать на иностранном языке, если до сих пор этот блог был полностью польским и вероятно для 95% его читателей польский язык является родным? Вот мой ответ.

1.„Świat Języków Obcych” прежде всего является блогом, на котором из-за тематики все мои языки должны иметь равный статус и будет только лучше если иногда здесь будет появляться что-нибудь более изощренное чем обычные статьи написанные на польском. Ведь это нетрудно - быть поляком и писать на польском о других языках. В принципе это может делать любой человек и записи на русском, английском, сербском и немецком будут посредственным доказательством того, что я могу писать не только о них, но и на них.

2.Как вы, наверно, заметите, я сделаю несколько ошибок, потому что мой русский, хотя вполне коммуникативный (и в этом у меня нет сомнений) никогда не был и не будет безошибочным. Я вас прошу, дорогие читатели, если найдете какие-нибудь ошибки, напишите мне, пожалуйста, на e-mail. Этой записью я хочу также сказать, что ошибки могут стать лучшим другом в процессе учебы и наглядно показать что еще нам надо улучшить. По-моему, если кто-то боится делать ошибки и поэтому не говорит и не пишет на иностранном языке, значит, он никогда его не выучит. Так впрочем думает любой человек, который знает хотя бы один чужой язык. Есть тоже один очень простой принцип, который лучше всего показывает что надо делать чтобы выучить язык – если хочешь отлично читать, читай; если хочешь говорить, говори; а если хочешь хорошо писать, единственной панацеей является именно письменная работа. Думаю, что больше не надо писать о том, что лучшего упражнения просто нет.

3.Надеюсь, что мой блог в будущем станет местом, как для людей говорящих по-польски, так и для русско-, английско- и сербскоязычных читателей, где каждый сможет принять участие в дискуссиях на различные языковые темы (на любом языке, конечно) и познакомиться с интересными людьми. Прежде всего мне было бы очень приятно познакомиться с блогерами и любителями языков из других стран мира – если кто-нибудь из вас, дорогие читатели, пишет свой лингвистический блог, дайте мне знать. А если хотите только оставить комментарий на моем сайте, не стесняйтесь писать, даже на польском.

wtorek, 20 marca 2012

O albańskim języku słów kilka - część 1

Stare przysłowie mówi, że "milczenie jest złotem", aczkolwiek w sferze blogerskiej niekoniecznie ma ono wiele wspólnego z prawdą. Dlatego też wraz z nadchodzącym wkrótce początkiem wiosny postanowiłem się po pierwsze - przypomnieć, po drugie - powrócić do pisania na "Świecie Języków Obcych" raz na jakiś czas (stopień tego czasu zależy natomiast od wielu innych czynników), po trzecie - przekazać garść informacji o języku albańskim, które niektórych czytelników, mam nadzieję, zainteresują.

W ostatnim artykule, w którym dzieliłem się moimi planami na rok 2012 wspominałem o tym, iż zacząłem się uczyć albańskiego. Sam projekt nauki tego języka póki co znajduje się w fazie zawieszenia i nie chciałbym się specjalnie nad nim rozwodzić, bo nie byłaby to zbyt pociągająca oraz pełna nagłych zwrotów akcji relacja. Fakt faktem tekst albański nie jest dla mnie magią tak czarną, jaką był jeszcze na początku roku, jednak daleko mi do stwierdzenia, że znam choćby jego podstawy. Mimo to chciałbym nieco przybliżyć jego sylwetkę by każdy czytelnik wyrobił sobie przynajmniej mgliste pojęcie o języku, którym na Bałkanach włada około 5 milionów ludzi.

Słowa, słowa, słowa
Dla kogoś kto z albańskim ma do czynienia po raz pierwszy jest to język kompletnie niezrozumiały, szczególnie w wersji mówionej, która w niektórych regionach albańskojęzycznego świata różni się dość znacznie od standardu literackiego (o czym nieco później). W wersji pisanej jest nieco lepiej, bo spostrzegawcza osoba zacznie zauważać rzeczy, które przypominają to co dobrze znamy z naszego słowiańsko-germańsko-romańskiego podwórka. Weźmy chociażby takie proste zdanie:
Kosova është një shtet i pavarur në Evropën Juglindore.
Kosowo jest niezależnym państwem w Europie południowo-wschodniej.
Słowa është, shtet czy jug oraz nazwy geograficzne zdają się być bardzo znajome, czyż nie? Do tego dochodzi rodzajnik nieokreślony një, wyraz oznaczający polskie "w". Z kontekstu możemy natomiast zrozumieć, że -lindore oznacza coś "wschodniego" ("wschód" to po albańsku lindja) natomiast i pavarur znaczy tyle co "niezależny". Nie ma się jednak co oszukiwać - czytanie nawet tak względnie prostych tekstów jak albańska wikipedia na samym początku sprawia pewne trudności i nie należy do zajęć prostych, tym bardziej dla osób, które są przyzwyczajone do tego, że czytają po angielsku, rosyjsku czy francusku bez żadnych problemów. Mimo podobieństw do innych języków indoeuropejskich nawet w zakresie bardzo podstawowych wyrazów możemy znaleźć słowa, które potrafią człowieka naprawdę zadziwić.

Znając takie wyrazy jak a mother, die Mutter, мать lekki szok wywołuje u człowieka fakt, iż albański wyraz motër/motra oznacza nie matkę, lecz siostrę. Znając przymiotniki new, neu, novi, новый oczekujemy, że albański uraczy nas czymś podobnym, gdy tymczasem w miejsce kolejnego znajomo brzmiącego przymiotnika na literę "n" otrzymujemy zupełnie nam obce ri.  Podsumowując więc, podobieństwa są (dość spory jest zasób słownictwa zapożyczonego z łaciny), często pomagają, aczkolwiek poleganie na nich jest dość ryzykowne.

O gramatyce szczegółowo wypowiadać się bym nie chciał, a to z tej racji, że tak naprawdę jej jeszcze dobrze nie znam. Po przerobieniu jednak pierwszych kilku lekcji mogę stwierdzić, iż czasownik działa na podobnej zasadzie co w języku francuskim i w zależności od czasów i trybów potrafi przybierać rozmaite formy. Do tego dochodzą rzeczy dobrze znane z języków bałkańskich - odpowiednikiem serbskiej konstrukcji z да czy greckiej z να jest albańskie .
Odmiana rzeczownika jest zaś względnie prosta - faktycznie jest 5 przypadków, ale liczne formy się powtarzają, co znacznie ułatwia sprawę. Znacznie większe przeszkody znalazłem natomiast na polu nieregularnej liczby mnogiej.

Historia i dialekty albańskiego
Tu zaczyna się najciekawsza część tej opowieści. Kim są bowiem Albańczycy i skąd się wziął ich język? Pytanie to, z pozoru proste, od wielu lat nastręcza badaczom sporych problemów i mimo iż obecnie o samym języku oraz etnogenezie wiemy znacznie więcej niż w XIX wieku to nadal nie ma dowodów jednoznacznie potwierdzających jedną z teorii.

Na kartach historii Albańczycy pojawiają się oficjalnie dopiero w bizantyjskich źródłach z II połowy XI wieku, co jest ciekawe zwłaszcza ze względu, iż od swoich greckich i słowiańskich sąsiadów różnili się znacznie. Wraz z upadkiem Konstantynopola w roku 1204 i wytworzeniem się swoistej próżni politycznej na Bałkanach miejscowi przywódcy zaczęli zyskiwać na znaczeniu, a w XV wieku jeden z nich, Gjergj Kastrioti, znany bardziej pod imieniem Skanderbeg (alb. Skënderbeu), doprowadził do powstania pierwszej organizacji skupiającej albańskich wielmożów w celu obrony przed Turkami. Lidhja Shqiptare e Lezhës czyli Liga z Lezhë opierała się muzułmańskim agresorom aż do 1479 roku, kiedy to w ręce muzułmanów wpadła Szkodra.

Trwająca niemal 500 lat okupacja Albanii przez Turków osmańskich spowodowała przejście sporej części Albańczyków na islam i w dzisiejszej publicystyce nierzadko można spotkać się z opinią jakoby każdy Albańczyk był muzułmaninem. Praktyka wygląda natomiast zgoła inaczej. Chrześcijaństwo, mimo iż nie jest dominującym wyznaniem ma się całkiem nieźle, szczególnie na południu (prawosławie) i północy (katolicyzm) kraju. Większość danych statystycznych mówi o tym, iż 70% obywateli albańskich wyznaje islam, 20% prawosławie, natomiast 10% katolicyzm. Mimo tego trudno jednak mówić o tym by wiara mahometańska była podstawą albańskiej tożsamości narodowej. Pod każdym względem ustępuje ona szeroko rozumianej albańskości. Na Bałkanach jest takie powiedzenie, że jedyną religią Albańczyka jest Albania i sporo jest w tym racji. Gdy wjedzie się w pobliże takich miast jak Tetovo czy Gostivar w Macedonii nie rzucają się w oczy półksiężyce lecz czerwone flagi z dwugłowym orłem będące albańskim symbolem narodowym. Najlepiej indyferentyzm religijny oddaje natomiast żywot ojca Skanderbega Gjona Kastrioti, który wyznanie zmieniał w zależności od tego z kim aktualnie był sprzymierzony i w ciągu swojego życia zdążył być zarówno katolikiem, prawosławnym oraz muzułmaninem. Sam Skanderbeg przeszedł do historii jako wzór obrońcy chrześcijaństwa przed tureckim naporem, a pierwszy albański pisarz z krwi i kości Gjon Buzuku był katolickim księdzem - trudno w historii tego narodu mówić o podobnych bohaterach  wyznających islam.

Ale nie religia i polityka mają być głównym tematem tego artykułu lecz język. Jako że natomiast artykuł się rozrósł pozostawię wszystkich w pewnej niepewności i dokończę niebawem (tym razem w znacznie krótszym czasie niż 3 miesiące). W międzyczasie zapraszam do komentarzy, które zawsze były czymś co "Świat Języków Obcych" napędzało najbardziej, więc zawsze są mile widziane.